Artysta w sutannie – wspomnienia Zbigniewa Goncerzewicza

chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj…

Tymi słowami rozpocząłem wspomnienie o śp. księdzu Zbigniewie Rogali, moim przyjacielu, podczas mszy żałobnej odprawionej za Jego Duszę w kaplicy Domu Księży Emerytów w Kielcach.

Dla śp. Zbyszka „chlebem powszednim” był chorał gregoriański, ta najpiękniejsza modlitwa w której zachowana jest równowaga między słowem a muzyką, która daje możliwość skupienia i kontemplacji. W tej dziedzinie był wybitnym specjalistą nie tylko w naszej diecezji ale także w Polsce.  Moje słowa odnośnie muzyki „na początku był chorał” wywołał u Niego uśmiech, akceptację i zrozumienie.  Tak rozpoczęła się moja znajomość z ks. Zbigniewem od chwili, kiedy pełniąc obowiązki dyr.artystycznego Filharmonii Świętokrzyskiej, na wieść, że w 1991r. Kielce nawiedzi z pielgrzymką Jan Paweł II, zaoferowałem pełną współpracę Filharmonii w organizacji oprawy muzycznej Papieskiej Mszy św.

Znajomość moja pogłębiła się przy omawianiu założeń i realizacji Mszy św.na zakończenie Festiwalu Mozartowskiego we Wrocławiu w 200-lecie Jego śmierci. Zależało mi, o ile to możliwe, żeby msza była zrealizowana w rycie XVIII- wiecznym i jedyną muzyką był chorał gregoriański i muzyka Mozarta. To było możliwe do zrealizowania tylko w przypadku, gdy przy ołtarzu mszę celebrował ksiądz, który nie tylko znał chorał ale także pięknie śpiewał. Wybór mógł tylko jeden -ks. Zbigniew Rogala.

A później zaproponował mi współpracę w Diecezjalnym Studium Organistowskim bym poprowadził zajęcia z dyrygentury chóralnej. I tak ze znajomości zrodziła się przyjaźń a przez ponad 20 lat mogłem z bliska przyglądać się Jego tytanicznej pracy.

Przez cały czas kapłańskiej posługi był równocześnie proboszczem w  Kielcach-Posłowicach u św. Izydora, profesorem w Seminarium Duchownym nie tylko ucząc, ale także przygotowując od strony muzycznej wszelkie uroczystości kościelne. Jego zrealizowanym marzeniem było zorganizowanie Szkoły kształcącej organistów w pełni przygotowanych od strony liturgicznej i instrumentalnej do współpracy z celebransem podczas sprawowania mszy św. Jakżeż cieszył się wychowankami odnoszącymi sukcesy nie tylko w kraju, ale także zagranicą.  Wychował także nowe pokolenie wykładowców Studium.  I na to wszystko musiały starczyć 24 godziny.

Uważał, że podstawową powinnością a właściwie powołaniem księdza jest posługa i praca z wiernymi.  I nie dał sobie wyperswadować by „odpuścił” parafię i trochę odpoczął. Tak wspaniale rozśpiewanych posłowickich parafian trudno gdzie indziej spotkać. Uważał, że najlepszym przykładem jest udział w nauce wiernych – proboszcza.

Był wymagającym nie tylko dla siebie. Dążenie do doskonałości było dla Niego celem nadrzędnym, co nie przysparzało Mu zwolenników, szczególnie u miernot.  Nade wszystko miał satysfakcję dyrygując chórem alumnów czy słuchaczami Studium. Wciąż przed oczami mam rozwianą aureolę włosów okalającą szczęśliwą twarz podczas kreowania muzycznej modlitwy. Zachęcałem, żeby utrwalić w nagraniach Jego wykonania chorału gregoriańskiego, i zawsze spotykałem tę samą odpowiedź „jeszcze nie teraz”.  Na szczęście był także kompozytorem i wiele utworów zostanie zachowanych.  Był także świetnym organistą i pianistą. Żałował tylko, że doba ma tylko 24 godziny i na ćwiczenie nie starcza już czasu, ale jako pedagog wychował grupę świetnie grających organistów dla których gotów był poświęcić każdą chwilę.

W ostatnich latach, kiedy przeszedł na „emeryturę” i mogliśmy więcej czasu spędzać z sobą, ujawnił także poza muzyczne zainteresowania. Uwielbiał siatkówkę i żałował że z braku sił nie może chodzić na mecze. Doceniał także domowe wyżywienie (chwalił obiady przygotowane przez moją żonę)choć na co dzień nie przywiązywał do tego wagi „bo szkoda czasu”.   Był autorytetem dla uczniów i grona pedagogicznego, ale równocześnie sługą nas wszystkich. Starannie przygotowywał spotkania Rady, także od strony kulinarnej, siadając do stołu jako ostatni, dbając by nikomu nie zabrakło. To miało taki ewangeliczny wymiar.

Nie dbał o zaszczyty, obce Mu były tytuły, ale do końca chciał być ze Swoim Dzieckiem, Studium Organistowskim, chciałby dotrwać do 25-lecia jego istnienia. Nie dane Mu było.  I myślę, że wolą wychowanków i nas współpracowników , naszym wspólnym marzeniem, było by uwiecznienie Jego Imienia nie tylko w dokumentach powołujących Diecezjalne Studium Organistowskie. I jeszcze raz rozpromieniła by się Jego twarz…

Zbigniew Goncerzewicz

Wykł. Studium Organistowskiego – Dyrygent